piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 1 - "Marinette"


Prowadził ją przez las, który stawał się coraz mniej gęsty z każdym krokiem. Nagle, zza drzew wyłonił się dom. Przypominał on zamek. Pięknie komponował się z wodospadem i zielenią, która panowała w tym miejscu.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała dziewczyna, obracając się wokół własnej osi i dokładnie oglądając każdy zakamarek tego zamku z zewnątrz.
- To właśnie jest Wioska Elfów - odparł, uśmiechając się dumnie.
- Jak tu pięknie.. - powiedziała pod nosem, kierując się w stronę wejścia.
- Czekaj! - złapał ją za rękę. - Nazywam się Adrien, muszę już iść. Mieszkam niedaleko. Jeśli ktoś Cię zaczepi, to powiedz, że Cię tu przyprowadziłem - zaczął się cofać. Odprowadziła go wzrokiem. Jego sylwetka zniknęła gdzieś między drzewami.

Weszła do środka. Całą konstrukcję utrzymywały dwie, potężne, drewniane kolumny. Było mnóstwo rozgałęzień, prowadzących do innych części budynku. Był on niczym labirynt. Szła pustym korytarzem, po paru metrach odważyła się zajrzeć do jednego z pomieszczeń. Najpierw grzecznie zapukała, a potem uchyliła drzwi. Ujrzała coś na wzór mieszkania. Pusto, nikogo nie było w środku. Westchnęła i z powrotem zamknęła drzwi. Skierowała się w prawo, tym samym korytarzem. Nagle, pochodnie zgasły, zapanowała ciemność. Dziewczyna rozejrzała się w panice. Ktoś chwycił ją za ramię. Zdołała jedynie syknąć z bólu, pod wpływem mocnego uścisku.
- Co tutaj robisz?! - usłyszała silny, męski głos.
- A-Adrien mnie t-tutaj przyprowadził! - odpowiedziała, jąkając się.
- Kolejna ofiara.. - westchnął. - Jak masz na imię?
- Nie mam imienia - odparła, patrząc na niego pustym, smutnym wzrokiem, w którym nie można było dostrzec chęci do życia.
- Każdy obcy, który tutaj przybywa, zawsze ma taką samą historię - rzekł oschle, marszcząc brwi. - Zaprowadzę Cię do Ashley, ona na pewno Ci pomoże - dodał, już kierując się z dziewczyną w coraz ciemniejszy zaułek budynku.

Weszli do pomieszczenia. Na środku stało wielkie małżeńskie łoże, na którym leżała śliczna, blond-włosa elfka.
- Oscar? Co to za jedna? - zapytała, wstając i poprawiając fryzurę.
- To jest "Bezimienna" - odchrząknął. - Następna obca, prawdopodobnie ze świata zewnętrznego.
- W takim razie, Oscar, wyjdź. Zostaw mnie z nią samą - rzekła, nawet nie patrząc na mężczyznę.
Posłusznie wyszedł i udał się do swojej sypialni. Ashley podeszła do dziewczyny, dotykając ją w czoło, po którym nagle spłynął złoty pył.
- Nazywasz się Marinette.. jesteś ofiarą wojny i jednocześnie jedyną nadzieją na pokonanie jej - powiedziała ściszonym tonem głosu.
- Jej? Kogo masz na myśli? Skąd to wiesz? - dopytywała Marinette, patrząc elfce prosto w oczy.
- Tą, która rozpętała całą tę krwawą rzeź - odparła ze smutnym wzrokiem.
- Nadal nic nie rozumiem.. - powiedziała białowłosa, odwracając głowę w drugą stronę.
- Nie ważne. Nie chcę siać zamętu w Twojej głowie. Chodź, najpierw trzeba się zająć tą szopą! - krzyknęła, otwierając szerzej oczy i marszcząc brwi.
- "Szopą"? Masz na myśli moje włosy? - spytała Marinette, drapiąc się po czole.
- A co innego? Ech, chodź! - siłą zaciągnęła ją do drugiej części wielkiego pokoju.

W rogu stała toaletka, na środku olbrzymia szafa, a w drugim rogu wielkie lustro. Tak właśnie wyglądało najprawdziwsze królestwo Ashley, jej drugi dom. Miejsce, w którym zmieniła wygląd wielu elfów oraz ludzi (między innymi biednego Oscara dop. aut.).
- Siądź! - wrzasnęła, wskazując na pufę.
Marinette posłusznie usiadła przy toaletce, nie chcąc narażać się na atak gniewu. Ashley chwyciła nożyczki w ręce. Biedna dziewczyna usłyszała jedynie zręczne "ciach", przez co mocno zacisnęła oczy, bojąc się spojrzeć na swoje odbicie w lustrze.
- Marinette, nie lekceważ mnie! Otwórz oczy! Jestem wspaniała w tym co robię - poprawiła włosy, uśmiechając się dumnie.
- D-Dobrze - Mar uchyliła jedno oko, po czym następne. Efekt, który zobaczyła, wprawił ją w osłupienie. W tym momencie wyglądała ślicznie.
- A nie mówiłam? - Ashley uśmiechnęła się, już otwierając drzwi szafy. - Idealny strój dla Ci... jaki Ty w ogóle rozmiar nosisz? Dziecięcy? - spytała z ironią, wzdychając. - No tak, w końcu jesteś ze świata zewnętrznego.. Trzeba Cię trochę utuczyć!
- Utuczyć? - powtórzyła po elfce.
- Tak! - Ashley zdążyła wyjąć już z 11 długich sukni, 15 krótkich i 6 średnich.
- Mam to wszystko przymierzyć..? - nim Marinette się obejrzała, cały stos ubrań już na niej leżał.
- Oczywiście, że tak! - blondynka wyszła z garderoby, zostawiając dziewczynę samą. - Powodzenia~! Zawołaj mnie, jak założysz pierwszą~!

Po 10 minutach, Marinette (pomimo, że nie była przekonana co do tego stroju) zawołała Ashley. Elfka weszła do garderoby, uśmiechając się na widok dziewczyny. Miała na sobie jasnoniebieską, długą sukienkę ozdobioną kwiatami, z wszytą koronką.
- Cóż, możesz wziąć je wszystkie - powiedziała, wprawiając biało-włosą w zakłopotanie.
- Nie mam pieniędzy, nie mam czym Ci zapłacić - odparła.
- Powiedziałam "wziąć", a nie "kupić", głupia! - blondynka walnęła ją lekko w głowę.
- Odpłacę Ci czymś! Co mogłabym zrobić? - spytała ze wzrokiem pełnym (udawanego) smutku i nadziei. Marinette nie lubiła, kiedy ktoś dawał jej coś swojego, a te suknie z pewnością były cenne.
- Ach.. - Ashley westchnęła. - Niech Ci będzie, chociaż powinnaś oszczędzać siły.. skoro tak Ci na tym zależy, to możesz odpracować to w wiosce - złapała biało-włosą za ramiona i wyprowadziła z zamku.

Szły już jakieś 20 minut, gdy nagle Ashley zatrzymała się, puszczając Marinette. Uchyliła wielkie wrota. Obie ujrzały gwar elfów oraz ludzi paradujących radośnie po dziedzińcu. Każdy wyglądał, jakby miał coś ważnego do zrobienia, ale ciągle się uśmiechał.
- Ci wszyscy ludzie pochodzą stąd? - Marinette spojrzała na Ashley pytającym wzrokiem.
- Nie. Większość pochodzi ze świata zewnętrznego.. - odpowiedziała, zwieszając głowę. - Zaprowadzę Cię do Sophie. Ona sprawdzi.. sprawdzi, czy.. czy potrafisz robić cokolwiek - zaśmiała się.
- Dam z siebie wszystko! - krzyknęła biało-włosa.

W tym samym czasie, świat zewnętrzny...

- Lordzie Variorze, czy coś się stało? - zapytał osobnik, przypominający wyglądem skrzata.
- Zamilcz! Zejdź mi z oczu! - wrzasnął niespodziewanie mężczyzna.
- Gdzie podziewa się Marinette?
- Marinette nas zdradziła - odparł krótko. - A teraz wyjdź!
Skrzat wyszedł z opuszczonymi uszami i smutnym, mętnym wzrokiem.

---

2 komentarze:

  1. "Tak właśnie wyglądało najprawdziwsze królestwo Ashley, jej drugi dom. Miejsce, w którym zmieniła wygląd wielu elfów oraz ludzi (między innymi biednego Oscara dop. aut.)" heheheh =)
    Idę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tylko tyle, że... Podoba mi się
    Idę czytać następny rozdział

    OdpowiedzUsuń