poniedziałek, 29 lutego 2016

Rozdział 2 - "Dziewczyna skąpana w blasku księżyca"


Ashley zaciągnęła Marinette do jednego z elfickich stoisk.
- Któż to? - zapytała dziewczyna stojąca za ladą.
- To jest Marinette - szepnęła elfka.
- M-Marinette?! - wrzasnęła niebiesko-włosa.
- Ciszej! - skarciła ją. - Przecież wiesz, że taka informacja nie może wyciec.
- Tak, tak, rozumiem - odparła zawstydzona, zwracając się w stronę Marinette. - Nazywam się Sophie. Pomimo, że pochodzę ze świata wewnętrznego, jestem zwykłym człowiekiem. Możesz się do mnie zwrócić z prośbą o pomoc - przedstawiła się, puszczając do niej oczko.
- Miło mi Cię poznać - ukłoniła się. Nagle, zaczęła chwiać się na wszystkie strony i upadła na ziemię. Straciła przytomność...

- Ojcze, nie rób tego, proszę! - krzyczała mała dziewczynka, patrząc błagalnym wzrokiem na starszego mężczyznę.
- Nie mów do mnie "ojcze"! Czy ty tego nie rozumiesz, wścibska dziewucho?! - zaczął szarpać ją za ramiona. - Przez ciebie to wszystko się dzieje! - rzucił nią o ścianę. Z głowy dziecka poleciała stróżka krwi. Syknęła z bólu, łapiąc się za obolały punkt. Zaczęła płakać, czym zawiniła? Była przecież niewinnym dzieckiem, które nie mogło niczego rozumieć w tak młodym wieku. Dlaczego wszyscy traktowali ją tak ozięble? Tyle pytań pozostaje bez odpowiedzi...

- Obudź się! Hej, "Bezimienna"! - rozpoznała stojącego nad nią Oscara. Leżała na czymś bardzo miękkim. - Otwiera oczy.
Rozejrzała się. Rozpoznała, że znajduje się w pokoju Ashley, i że leży na jej łóżku. Złapała się za głowę i zaczęła ją masować.
- Auć.. - syknęła.
- Marinette! Nic Ci nie jest! - Ashley rzuciła się jej na szyję. - Co my byśmy bez Ciebie zrobili..? - rzuciła spojrzenie, w którym było widać ulgę na Oscara.
- Wyjaśnijcie mi, kim ja do cholery jestem?! - wrzasnęła, zrywając się z miejsca. - Zmywam się stąd..
- Chyba przypomina Ci się klimat świata zewnętrznego. Połóż się, odpocznij - Ashley zasygnalizowała ruchem ręki, żeby Marinette się położyła. Westchnęła. - Opowiem Ci coś o świecie zewnętrznym i wewnętrznym, na razie tyle musi Ci wystarczyć.
- Proszę bardzo! - posłusznie się położyła, ciągle patrząc na elfkę.
- Więc.. Światem zewnętrznym włada Lord Varior. Mroczny czarownik, pragnący jedynie cierpienia innych ludzi. Jest tylko jedna osoba, którą traktuje, a raczej traktował z szacunkiem. Jego zmarła żona. Nikt nie zna prawdziwej przyczyny jej śmierci. Na początku, cały świat był jedną, wielką planetą. Nikomu nie wpadał do głowy pomysł na wojnę. Jednak ten łajdak musiał przyjść na świat. Zachwiał równowagę panującą w wymiarze już jako dziecko. Był pseudo buntownikiem. Nie chodził na zajęcia do normalnej szkoły, w której mógł uczyć się zaklęć, które nie przyczyniłyby się do niszczenia czegokolwiek, tylko sam zaczął wynajdować przeróżne mroczne runy oraz zaklęcia. Niedługo potem, ciemność nim zawładnęła. Kiedy stawiał krok na wcześniej zielonej trawie, ona natychmiast więdła i zmieniała kolor na czarny. Postanowił podzielić kulę ziemską na 2 części, świat zewnętrzny, którym on będzie władał, i świat wewnętrzny, którym będzie władała jego żona, Maria. Niedługo potem, poczęła ona dziecko, dla którego poświęciła własne życie przy porodzie, i które zmarło zaraz po urodzeniu. Wtedy poddani zamieszkujący świat wewnętrzny zaczęli się buntować. Później urodził się pierwszy elf, mój świętej pamięci prapradziadek. Lord Varior spowodował swoim zachowaniem wojnę, którą ja nazywam "krwawą rzezią", ponieważ z jej powodu zmarła olbrzymia liczba ludzi. Nasze światy przedzielone są podziemnym tunelem, tylko lud zamieszkujący świat wewnętrzny wie, gdzie on się znajduje. Trafiłaś do nas właśnie tym tunelem, przez co straciłaś pamięć, ponieważ każdy kto przekroczy jego próg zaczyna mieć omamy wzrokowe i z każdym krokiem traci coraz większy urywek pamięci. Niedługo potem całkowicie zapomina, kim jest i dlaczego tam się znajduje. Obecnie, to ja władam światem wewnętrznym - odetchnęła po długim monologu, i wzięła łyk wody. - Teraz rozumiesz chociaż trochę?
- Tak.. - odparła Marinette. - Nadal nie wiem, kim jestem i dlaczego wszystkich tak szokuje moja obecność - dodała.
- O wszystkim dowiesz się w swoim czasie. Nie przejmuj się tym, ale nie mów nikomu, jak się nazywasz. Nie chcemy siać zamętu - uśmiechnęła się. Po chwili odwróciła głowę w drugą stronę, widocznie myśląc o czymś zawzięcie.
Nagle, ktoś wszedł bez pukania do pokoju.
- Yo - powiedział niezwykle spokojnym i znudzonym głosem. - Ashley, dziadziunio coś od Ciebie chce - dodał, już mając zamiar wyjść z pomieszczenia, gdy nagle ktoś przykuł jego uwagę. - Co to za jedna?
- To jest Marinette - odpowiedziała elfka.
- Ha ha ha - zaczął się ironicznie śmiać. - Co takie smukłe ciałko może zdziałać?
- Uwierz mi, bardzo dużo. Chcesz się przekonać? - biało-włosa wstała, marszcząc brwi.
- Nie zwracaj uwagi na Nicolasa.. On jest zadziorny, głupi i tępy, to jest jego natura. To do zobaczenia~! - Ashley wybiegła z pomieszczenia, wyraźnie bojąc się reakcji brata.
Nicolas westchnął.
- I to ona rządzi światem wewnętrznym.. żałosne - wymamrotał pod nosem, po czym również wyszedł.
Po tym wszystkim, Oscar stwierdził, że musi iść na główny rynek, bo się z kimś umówił. Marinette nie chcąc zostawać sama w pokoju Ashley (Nie wiadomo, co w ogóle by tam odkryła dop. aut.) wyszła z zamku. Chodziła po moście prowadzącym wgłąb lasu. Nagle usłyszała szelest liści. Myślała, że Adrien wrócił, więc pobiegła w stronę, z której dochodził ten dźwięk.
- Adrien! - krzyknęła. - Wszyscy są tutaj bardzo~- nagle, ktoś zakrył jej usta dłonią i walnął pięścią w brzuch. Splunęła krwią.
- Kim jesteś? Czyżby znaleźli kogoś nowego do wykonania rytuału? - usłyszała mroczny, kobiecy głos, który szeptał jej coś do ucha.
- O czym mówisz? - spytała Marinette, próbując się wyrwać z uścisku kobiety.
- Jest tylko jeden sposób, który może pokonać zbliżającą się zgubę tej krainy. Nie jesteś częścią tego świata, doczepiłaś się do nich niczym rzepa, zaufałaś im, a oni chcą poświęcić Twoje życie - puściła dziewczynę. Biało-włosa ujrzała długie, ciemne włosy. Postać przypominała wyglądem wiedźmę z jakiejś bajki. - Ja również pochodzę ze świata zewnętrznego. Nazywam się Hisa, miło mi Cię poznać, Marinette - imię dziewczyny wyszeptała niezwykle mrocznie, lekko ochrypniętym głosem.
- Wcale nie jestem Marinette! - blefowała. Nie zaufała tajemniczej kobiecie, nawet nie miała takiego zamiaru. Ashley zabroniła jej mówić komukolwiek obcemu, jak tak naprawdę się nazywa, więc nie chciała tego robić. - Pochodzę ze świata zewnętrznego, i nie wiem, o co Ci chodzi!
- Czyżby? - wyjęła księgę z siatki wydzierganej z jakiegoś materiału, zaczęła czytać.
- [...] bowiem ta, która odratuje piękną krainę od zguby, będzie miała długie, nieskazitelne białe włosy i czerwone oczy. Jest przeklętą dziewką z świata zewnętrznego. Nosi w sobie wszystkie grzechy tego świata, choć początkowo sama nie będzie o tym wiedziała. Nazywa się Marinette... - zamknęła grubą lekturę, z powrotem chowając ją do siatki.
Dziewczynę zamurowało. Chciała blefować dalej, ale to, co "wiedźma" przeczytała ją zszokowało. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Najbardziej przeraziła ją część "Nosi sobie wszystkie grzechy tego świata", a z pewnością jest ich tysiące. Myślała, że ma czyste serce, chociaż tak naprawdę, to nie wie o sobie kompletnie nic. Spojrzała się w niebo, a wiatr bawił się jej włosami. Kim tak naprawdę jest?


***

Na trawie leżały ubrania, a ona moczyła się w jeziorze. Księżyc świecił wyjątkowo mocno tego dnia. Zaczęła śpiewać. Jej melodyjny głos rozpływał się echem po lesie, a świerszcze dodawały jej rytmu. Długie, błękitne włosy lśniły w wodzie, zaś ona wpatrywała się w księżyc. Była boginią tego miejsca. Była kimś, kto chciał poświęcić swe życie w nadchodzącej wojnie.
,,Gdzieś po drugiej stronie,
w czeluściach piekła,
Lord Varior rządy sprawuje,
niszcząc każdy urywek piękna"
Ciągle powtarzając tę jedną zwrotkę, zaczęła się uśmiechać przez łzy. Pragnęła jedynie spokoju i zjednoczenia ludu. Nie rozumiała, czego tak naprawdę chce ta bestia w ludzkiej postaci. Co wyniszczyło go tak bardzo od wewnątrz? Przecież też kiedyś miał swoją rodzinę, więc musiał być choć przez chwilę szczęśliwy, czyż nie? Kątem oka ujrzała zakapturzoną postać, która po chwili zrzuciła z siebie płaszcz. Najwidoczniej myślała, że jest całkiem sama. Z kaptura wypłynęły długie, białe włosy, a czerwone oczy lśniły na świetle księżyca.
- Czyżby to była.. - zszokowana dziewczyna wyszła z wody, szybko narzucając na siebie ubrania. Zaczęła się skradać i obserwować Marinette. Ona.. płakała. Marinette płakała, ciągle wpatrując się w księżyc. Za szybko zaufała tutejszym ludziom. Oni od początku mieli ją za narzędzie do walki.
- Przepraszam.. - błękitno-włosa wyszła zza drzewa.
- Nie zbliżaj się. Ani kroku dalej! - wrzasnęła Marinette, nie patrząc w stronę dziewczyny. Wyciągnęła sztylet.
- Nie bój się, nie zrobię Ci krzywdy - usiadła obok zdesperowanej biało-włosej i złapała ją za rękę. - Nazywam się Mia - dodała.
- Hisa mi wszystko uświadomiła. Chcecie jedynie mojej śmierci - odparła czerwono-oka.
- To nieprawda! Ja nie mogę Ci o niczym powiedzieć. Nikt inny również. Sama do wszystkiego dojdziesz, już wkrótce, kiedy rozpocznie się wojna - Mia zwiesiła głowę.
- Skąd to wszystko wiesz?
- Jestem tutejszą wróżbitką. Wiem naprawdę wiele rzeczy, ale nie chcę Ci mącić w głowie, więc nawet nie myśl, że wyciągniesz ze mnie choć gram więcej informacji! - odpowiedziała.
- Wcale nie miałam takiego zamiaru.. masz rację, nie powinnam ufać Hisie - wstała, podniosła płaszcz i udała się w stroną wioski elfów. - Bywaj!
Mia uśmiechnęła się pod nosem.
- Jest dokładnie taka, jaką ją sobie wyobrażałam...

---


2 komentarze:

  1. Marinette staje się coraz ciekawszą postacią.
    A tak z innej beczki, czytałam zakładkę "O Autorkach". Piona! Też kocham anime <3
    Ach i życzę dużo weny. Czekam na następny rozdział. =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, teraz przeczytałam, że trzeci rozdział - 100% i, że miał być miesiąc temu. Czemu go jeszcze nie ma??? Wstaw go, proszę =)

      Usuń